15 maja 2014

Rozdział I „Twarz ta sama, co dzień inne otoczenie. Cel jest jeden, nigdy go nie zmienię patrzeć w oczy, godzić się z własnym sumieniem (…)”

JedenOsiem L „Być kimś więcej”

2 Czerwiec 2021 rok

Brązowo włosa młoda dość wysoka dziewczyna siedziała na portierni Politechniki Warszawskiej. Kartkowała swoje ostatnie notatki z wykładów. Nie lubiła uczyć się na kolokwia z podstaw fizjoterapii wodnej, jednak na kierunku, w którym się kształciła niestety takie wykłady istniały. Wolała zdecydowanie ćwiczenia i praktyki, jednak teoria była jej niezbędna. Westchnęła cicho przekładając kartki. Spojrzała na zegarek który wskazywał godzinę 19:25. Niebawem powinna odzyskać ostatnie klucze od hali sportowej i sal 205, 317 i 174. Jeszcze tylko te cztery komplety kluczy i będzie miała całkowity spokój do końca swojej zmiany. Jak bardzo cieszyła się że nie musi zostać tu na nockę a jedynie do 21. Miała czasem dosyć swojego życia. Od dwóch lat męczyła się sama dorabiając na tejże portierni od poniedziałku do piątku a w weekendy studiowała tu. Od dwóch lat jej życie wywróciło się o 180 stopni. Próbowała zapomnieć dawne czasy, choć z początku było ciężko, ponieważ niektórzy rozpoznawali w niej starą Wiktorię. W jej oczach stara, znana i wspaniała Vic odeszła bezpowrotnie i nie ma już szans na jej powrót. Przysporzyło to jej zbyt wiele bólu, zbyt wiele łez wylała na początku, za dużo cierpiała nie mogąc się z tym pogodzić.

Ciszę jaka panowała w jej kanciapie wypełniającą przez cicho grające radio przerwało pukanie w szybę. Dziewczyna odłożyła notatki na szafkę i podeszła do okienka. Stał tam jeden z jej ulubionych profesorów – pan Marian Jutrzenka. Przyszedł odłożyć klucze od dwieście piątki.
- Dobry Wieczór Wiki – uśmiechnął się kiedy dziewczyna otworzyła okienko od portierni
- Witam ponownie panie Marianie. I jak tam dziś wykłady minęły? – zapytała jak to miała w zwyczaju odwieszając klucze na tablicy za swoimi plecami
- Jak zawsze – zaśmiał się siwy mężczyzna opierając o blat przy okienku. – Ale wiesz… Mogę cię dziś znów prosić o przysługę? – zapytał będąc przekonany, że brunetka się od razu domyśli kiedy spojrzy na zegarek. Tak, tak. Chodziło o wpisanie innej godziny do zeszytu zdawczego. Pan Marian wprost uwielbiał swoją pracę, a raczej sprzęt na którym pracował, bo… wiecznie się coś psuło. Akurat jego pracownia multimedialna była jedną z ostatnich, gdzie miała nastąpić wymiana sprzętu, a jako złota rączka lubiący zabawę z elektroniką sam dbał by wszystko działało jak powinno.
- Pod warunkiem, że powie mi pan co tym razem nawaliło – zaśmiała się wpisując godzinę 18:40. Uwielbiała słuchać jak pan Marian opowiadał co się działo. Za każdym razem śmiała się z tego, nawet, kiedy nie było za bardzo do tego powodu. Po prostu każda opowieść z ust tego 67 letniego profesora wywoływała tak upragniony uśmiech u Wiktorii. Tak ciężko było ją byle czym rozbawić, ale nie jemu. W końcu niestety pan Marian pożegnał się z nią i opuścił budynek Politechniki razem z profesorem od marketingu rynkowego- panem Romanem, który oddał dwa komplety kluczy od sal. Został już tylko jeden pusty wieszak. Wróciła jednak do czytania notatek łudząc się że brakujący komplet szybko wróci na miejsce i ostatnią godzinę spędzi w spokoju.

Kiedyś nie sądziła, że tak doceni spokój i prywatność, że będzie stronić od zabaw i od imprez. Teraz poświęcała się jedynie nauce. Chciał być fizykoterapeutką i dążyła do tego uparcie. Mimo iż nie do końca ciągnęło ją to. Po prostu chciała być potrzebna dla sportowców. Owszem, wspomnienie siatkówki wywoływało ból w jej sercu, mimo to nie mogła się od niej całkowicie odciąć.
Nie zorientowała się nawet kiedy przyszła jej zmienniczka – kobieta w średnim wieku, nieco irytująca, jednak emanująca sympatią i przyjaznością.
- To na hali sportowej jeszcze coś się odbywa? – zapytała zdziwiona na dzień dobry sprawdzając najpierw tablicę z kluczami.
- Dobry Wieczór – powitała ją brunetka odkładając notatki na biurko. Kobieta skinęła jedynie głową kartując jedynie zeszyt wpisów by sprawdzić kto powinien być na hali. -  a no jak widać jeszcze nie oddano kluczy pani Marysiu.
Pani Marianna usiadła leniwie na obrotowym krześle biurowym i obróciła się w stronę pakującej swoje rzeczy dziewczyny. Westchnęła cicho. Nie lubiła wyręczać się ludźmi, jednak stan jej kolana po wypadku jaki dostała dwa tygodnie wcześniej jeszcze nie pozwalał jej na całkowicie normalne funkcjonowanie.
- Wiktoria, wiem, że cię wykorzystuję, ale czy mogłabyś zrobić znowu dzisiaj za mnie obchód? Odwdzięczę się jakoś kiedyś za tą pomoc, ale naprawdę nie jestem jeszcze w stanie obejść całego obiektu i wszystko posprawdzać – zapytała z bladym uśmiechem czując się niezręcznie. Wiedziała, że Wiki się zgodzi, tak jak zawsze, a mimo to wciąż z lekką obawą zadawała to pytanie.
- Oczywiście pani Marysiu. To niech pani mi klucze naszykuje a ja najpierw się przebiorę i zaraz pójdę. – odpowiedziała znikając za otwartą szafą i zasuwając zasłonę. Zdjęła swoją firmową koszulę i razem z luźno wiszącym jeszcze na jej szyi krawatem zawiesiła uniform na wieszaku, a w zamian za to założyła czarno-białą luźną koszulkę na szeleczkach i dżinsową kurkę. Przejrzałą się jak zwykle w lustrze znajdującym się na drzwiach od szafy, obróciła się wokół własnej osi i zamknęła mebel. Odsunęła żwawym ruchem zasłonę i chwyciwszy pojemniczek z kluczami udała się na piąte piętro od którego zaczęła obchód.

Schodziła stopniowo z piętra na piętro w dół zaglądając do każdej używanej w dniu dzisiejszym sali wykładowej i pracowni. Szło jej to w sumie sprawnie bo wszystko było w porządku. Zadowolona z tego że nauczyła kilku profesorów zamykać okna i wycierać tablicę weszła o ostatniej sali na trzecim piętrze. To była jej ulubiona sala, ponieważ z okien dało się czasem ujrzeć to co się działo na hali sportowej. Usiadła ostatniej ławce i oparła łokcie o parapet, a brodę na dłoniach. Wpatrując się w ciemną przestrzeń i jasną łunę od okien hali zamyśliła się całkowicie wspominając dawne czasy gry w siatkówkę. Wspominała początki swoich studiów, kiedy to otrzymywała propozycję zagrania w klubie sportowym Politechniki; rozczarowanie trenerki, kiedy odmówiła; bezsenne noce po tym incydencie, bo przypomniał jej się ból w sercu jaki czuła kiedy to według niej sport ten stracił swoją magię… No, może nie do końca… Zamknęła oczy opierając czoło o zimną szybę. Trwała tak, dopóki nie poczuła wibracji w kieszeni i charakterystycznego, krótkiego dźwięku SMS’a. Odczytała wiadomość od przyjaciółki u której mieszka, że ta nie wróci na noc do domu, odpisała krótkie „Ok, pozdrów twojego :)” i wróciła na ziemię. Ocierając policzki poczuła że są wilgotne od łez. No tak, wspaniałe wspomnienia jej magicznych czasów zawsze wywołują u niej łzy. Wyzywając na siebie pod nosem zgasiła światło w sali, zamknęła ją i wróciła do obchodu. Drugie, Pierwsze i parter bardzo szybko jej minęły i już miała oddać klucze i wrócić do domu, jednak spojrzawszy na tablicę zorientowała się że wciąż nie na kluczy od hali.
- To ja pani Marysiu pójdę sprawdzić co to tam się dzieje, czy może pan Aleksy znów zabrał omyłkowo o jedne pęk kluczy za dużo do domu.
Marianna skinęła głową z uśmiechem odbierając od Wiktorii klucze od sprawdzonych sal by je odwiesić na miejsce, a młoda brunetka udała się w kierunku hali sportowej.

Charakterystyczny zgrzyt drzwi wejściowych na halę wywołał na twarzy Wiktorii lekki uśmiech. Mimo bólu, jaki już zaczytał się odzywać na dnie serca to wciąż kochała wszelakie obiekty sportowe, gdzie tylko może chwycić do rąk Mikasę i wzbijając się z nią w powietrze zaserwować. Ale to był jej sekret. Nie wiedział o tym nikt prócz trzech osób: jej, pani  Marysi i Kingi- jej przyjaciółki. Teraz jednak podążała wzdłuż korytarza by po chwili wejść na parkiet, którym wyłożona była podłoga. Widziała tam trzech chłopaków, jednak nic nie zdążyła powiedzieć, gdyż kiedy tylko otworzyła usta jeden z nich, stojący aktualnie do niej tyłem, cofając się z całym impetem wpadł na nią i oboje przeturlali się kilkakrotnie.
- Seba! Nic Ci nie jest? – zapytał jeden z chłopaków podbiegając do dwójki leżącej na ziemi.
- Nie, poza tym, że coś mi przeskoczyło w barku – skrzywił się szatyn o soczyście zielonych tęczówkach dużych oczu nie zwracając uwagi na dziewczynę. Wiki podniosła się i poprawiła ubranie spoglądając na trzy męskie, acz młode twarze. Na pewno żadna z nich nie należała do pana Aleksego.
- A tak w ogóle co ty tu robisz? – odezwał się jej ten trzeci- najwyższy, o blond krótkich włosach, podchodząc do zbiegowiska.
- To samo pytanie mogłabym zadać wam. Hala już od godziny powinna być zamknięta, a tu jeszcze was widzę.
- Tak kotku, jesteśmy tu, a tobie nic do tego, no chyba że masz ochotę się zabawić – zażartował owy zielonooki Sebastian, zachęcając ją ruchem palca aby podeszła do niego.
- Nie jestem twoim kotkiem to raz, a dwa tknij mnie a nawet ci dwaj twoi koledzy cię nie poznają. No i trzy: Za kwadrans widzę klucze oddane do kanciapy do pani Marysi. A teraz: Żegnam – powiedziała odwracając się na pięcie i wychodząc. Młodzi amanci sportu spojrzeli po sobie z niedowierzaniem i wzruszyli barkami.
- To co? Zbieramy się na browarka? W końcu na 22 mieliśmy być w Nux’ie ale chłopaki nam chyba nie będą dobić wyrzutów, że się trochę zasiedzieliśmy – odezwał się jako pierwszy blondyn biorąc piłkę pod pachę i kierując się do szatni.

Tymczasem Wiktoria udała się do kanciapy po swoje rzeczy i zameldować pani Marysi że brakujący klucz niebawem odzyska. Usiadła na schodach przed wejściem do Politechniki szukając portfela kiedy to z oddali dało się słyszeć już znany jej śmiech trójcy z hali. Oddali klucz i wyszli przed budynek z rogalami wyrytymi zamiast ust.
- No mała, czekałaś na nas? – znów zaczął Sebastian żartując sobie z nieznajomej. Jakimś trafem padło, że ani ona, ani oni nie mogli sobie siebie skojarzyć.
- Nie – ucięła krótko wstając ze schodów i otrzepując sobie tyłek z ewentualnego piachu.
- Tak, tak. Widzę przecież – kontynuował. – skoro jesteś aż taką wielką fanką naszego Bartusia to może dasz się z nami wyciągnąć do Nux’a? – brnął dalej. Mówiąc o Bartku miał na myśli niebieskookiego blondyna, który grał w klubie Politechniki w siatkówkę. Wiki dopiero teraz sobie skojarzyła blondyna. Nie chciała mieć nic wspólnego z siatkarzem więc bez słowa po prostu zaczęła się oddalać, mimo nawoływań Sebastiana. Wsiadła szybko do tramwaju i wróciła do domu.

Ciepła kąpiel przyjemnie relaksowała jeszcze przed snem jej ciało, bawiła się jak małe dziecko pianą z płynu do kąpieli. W wolnej i suchej dłoni trzymałą telefon i mimo niechęci, ale z ciekawości szukała jakiś informacji o siatkarzach z Politechniki Warszawskiej. Nie znajdując nic ciekawego i czując że woda wystygła szybko się umyła i zanurzając w samej bieliźnie w swoim łóżku oddała się w Objęcia Morfeusza.

~*~*~*~
Witajcie!
Mam nadzieje, że ktoś zajrzy czasami na historię Wiki i ją poczyta, bo z nowym zapałem podchodzę do tego i postaram się wziąć za siebie :)
Co do I... Miałam problem z tytułem. Co o nim sądzicie? Nie miałam pomysłu jaką piosenkę dobrać do tego rozdziału.
I na koniec dodam jeszcze jedno pytanko do was?
Kto chce być informowany o rozdziałach? Zapraszam do wpisywania się :)
NA SKRÓTY DLA LENIWYCH LIINK
Mogę informować
* na gg (wiadomości od 13852534)
* na Twitterze (karenas16)
* Na blogach
* Na blogach innych serwerów nie zawsze mogę mieć możliwość poinformowania, jednak będę próbowała się wywiązać jak obiecam :D
* Znasz jeszcze inny sposób? PISZ!

Dobra!
Wyrażajcie śmiało swoje opinię i nie bójcie się słów krytyki :D
Do zobaczyska Ludziska :)

Wasza Karen :*

2 komentarze:

  1. mega! chce jeszcze :D jeśli będzie znowu jakaś przerwa to cię uhm zabije... masz mnie o nn koniecznie informować!
    Iza

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę doczekać się kolejnego. Historia zapowiada się coraz ciekawiej. Jednak wcale opowiadanie nie musi być o sławnych siatkarzach żeby wciągnęło. Informuj mnie o nowościach. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń