22 stycznia 2019

Rozdział III „Z nieba spłynie prawdy blask, rzekami płyną nasze łzy”


Promienie słoneczne przebijały się przez częściowo zasłonięte rolety w małym pokoiku. Światło drażniło zamknięte powieki brunetki i przeszkadzało jej trwać w namiętnych objęciach Morfeusza. Do tego jakże częstego obrazu doszedł jeszcze jej „ukochany” odgłos budzika. Mruknąwszy kilka nieprzyjemnych i nie do końca cenzuralnych słów zwlekła się niechętnie z łóżka. Wsunąwszy gołe stopy w owłosione kapcie poczłapała do łazienki. Patrząc w wiszące na ścianie lustro, zapewne o mało nie wystraszyła się osoby z odbicia, jednak zdołała już przywyknąć do takiego stanu, mając na uwadze wczorajszy jej romans z laptopem. Oglądała bowiem wczoraj w nocy w Internecie relację ze spotkania Volley Wrocław – Morbori Rzeszów.
Przez oczami znów przeleciał jej obraz dobrze znanych, młodych nastolatek grających z pasją, zaangażowaniem i czymś jeszcze… totalnym zatraceniem, zapomnieniem o trudnych chwilach, jakie niektóre z nich wówczas przechodziły i odcięciem się od realiów życia. Wówczas liczyło się tylko „Tu i Teraz”. Teraz wspominając jeden z najlepszych spotkań Volley’a znów w jej oczach zaszkliły się łzy, a na dnie serca rozgościł się lekki, acz nieprzyjemny ból. Próbowała zapomnieć… Próbowała nie wracać pamięcią do tamtych lat, jednak zbyt to kochała.
Obmyła twarz zimną wodą, co nieco ją ożywiło oraz pozbyło łez z policzków i kącików oczu. Ochlapała się jeszcze raz tym orzeźwiającym płynem i wytarła twarz ręcznikiem. Bliskie spotkanie jej włosów z grzebieniem i gumkami zakończyło się totalnym fiaskiem, więc jej głowę zdobił zwykły, pospolity „Koński Ogon”. Uśmiechnęła się smutno do swojego wizerunku. Gdyby tylko założyła granatowo-żółtą koszulkę i takie same kolorystycznie spodenki, nie byłoby trudno rozpoznać z kim ma się do czynienia, bowiem Vic zawsze na zawodach włosy związywała w wysoko osadzony „Koński Ogon”. Opuściła łazienkę. Chciała zajrzeć do lodówki, czy w ten piękny sobotni poranek, mimo godziny 10 na zegarku, znajdzie niespodziankę, jaką zrobiłaby jej Kinga w postaci smacznego i pożywnego śniadania, jednak dzwonek do drzwi zmienił kierunek jej marszu. Stojąc przed drzwiami schyliła się by spojrzeć przez maleńki obiektyw.
- Vic, jesteś tam? – dało się słyszeć łagodny i pogodny głos należący do bardzo wysokiej czarnowłosej młodej kobiety o chabrowych tęczówkach. Mieszkanka nie mogła uwierzyć swoim oczom, że ją nie okłamują. Uchyliła niepewnie drzwi, by po ułamku sekundy być niczym wieszak, dla wątłych acz silnych ramion czarnowłosej. Przy okazji z ust gościa wydobywały się okrzyki radości i powitania. Trwały by w drzwiach zapewne jeszcze dłużej, gdyby nie starsza pani z naprzeciwka, która wystawiając swoją obrażoną twarz prosiła o ciszę, ponieważ trwa kolejny odcinek „Mody na Sukces”, dlatego też rozmowa dalszą swoją część miała miejsce w salonie niewielkiego mieszkanka. Siedziały ze szklankami Coca-Coli w dłoniach, a reszta czarnego płynu stała w butelce na stoliczku przez nimi.
- Vic, słońce ty moje. Opowiadaj, jak się miewasz? Tęsknimy za tobą.
- Izuś, ile razy mam cię prosić, byś nie nazywała mnie Vic?
- Nie ważne. Tak jak Marta pozostanie na zawsze Mart, ja – Izabela Krzyżanowska - na wieki będę Iss lub Izis, tak samo Wiktoria już na zawsze pozostanie Vic.
- Ale tamta Wiktoria Marecka odeszła już bezpowrotnie. Teraz jest już tylko zwykła Wiktoria Garber.
Czarnowłosa wstała z narożnej kanapy i odstawiła swoją szklankę obok butelki. Podeszła do swojej towarzyszki by oparłszy swoje dłonie na jej barkach potrząsnąć nią jakby chciała wybudzić ją z transu, snu. Zaskoczona brunetka zaśmiała się pod nosem oczekując wyjaśnień.
- Wiktoria, jesteś, byłaś i będziesz Vic. Nie uciekniesz od tego, nie odetniesz się od historii, miłości, pasji i przyjaźni.
- Ale ja… - zaczęła nie będąc pewna, czy powinna powiedzieć Izie o swoim prawdziwym życiu. Zdecydowała się jednak wyznać realia, jakie ją otaczają – nie ucieknę od siatkówki nigdy. Nie potrafię się od tego odciąć. Grywam sobie czasem sama z sobą na hali Politechniki Warszawskiej, kiedy mam nocną zmianę na portierni. Porywam wówczas klucze, zabieram piłkę w torbę i dres i jak niegdyś próbuję się odciąć od życia. Jednak szybko wracam na ziemię – wyjaśniła, a w kącikach jej oczu pojawiły się uparte łzy, co tego dnia, bardzo chętnie opuszczały swoje wcześniejsze miejsce pobytu, by zostawiając wilgotne stróżki na policzkach dziewczyny skapnąć na jej bluzkę i odznaczyć się ciemniejszą plamą. Tym razem jednak ból w sercu się nie pojawił. Iza usiadła obok zapłakanej przyjaciółki i objęła ją ramieniem.
- Wikuś, zmieniłaś się. Strasznie…
- Wiem. Ale ty chyba dobrze. Chociaż tyle odcięło się od przeszłości.
- Żałuję, że mieszkamy tak daleko od siebie. – szepnęła czarnowłosa gładząc towarzyszkę po plecach. Iza za dawnych czasów była dla Wiktorii jak siostra. Przy każdych uniesieniach i upadkach, kontuzjach i chwilach radości w życiu brunetki, chabrowe oczy przyjaciółki śledziły każdy jej krok by zawsze pomóc, przytulić i pocieszyć, albo skakać z radości razem z nią.
- Nie Iza. Dobrze się stało, że tak jest. Ty pniesz się w siatkarskim świecie dalej. Ja bym ci zawadzała przy tym swoimi problemami.
- Nie gadaj mi tu takich głupot. Masz to raz-dwa odszczekać!
- HAU-HAU – sztuczne szczekanie wydobyło się z gardła szarookiej by wzbudzić gromki śmiech obu dziewczyn. W końcu ile ten duet mógł trwać w przygnębieniu, kiedy były razem? Nie długo! Zawsze któraś z nich je rozśmieszała.

Iza spędziła w mieszkaniu przyjaciółki dobrych kilka godzin. Rozmawiały, śmiały się, coś tam jeszcze wspominały i wracały do rzeczywistości. W końcu jednak musiała się zbierać, bo nie przyjechała do Warszawy jedynie prywatnie, a przywiodły ją tam sprawy służbowe.
- Wpadnij może wieczorem na kolację. W końcu pociąg masz po północy, to co będziesz później robić? – zaproponowała Wiktoria, gdy stały przed drzwiami i już za chwilkę miały się rozstać nie wiadomo na jak długo.
- Jestem już umówiona z kilkoma znajomymi z Warszawy, ale jeśli tylko masz ochotę to około 18 zjemy w Allegro jakąś pizzę, a potem wybieramy się do Oxyn’a na małą zakrapianą potańcówkę.
- To może nie będę wa … - nie zdążyła dokończyć a na jej twarzy wylądowała dłoń uniemożliwiająca wypowiedzenie reszty słów.
- Mówiłam ci już. Wbijaj! Ludzie są zajebiści zwłaszcza mój kolega. Wiesz, gdybym nie była z Grześkiem w szczęśliwym związku to bym się do ciebie wprowadziła i koło niego zakręciła – stwierdziła ze śmiechem zabierając dłoń by otworzyć drzwi na klatkę.
- Nie obiecuję.
- To do zobaczenia w Allegro na Trójkącie! O 18! – Podkreśliła pewność kolejnego spotkania za te kilka godzin swym stanowczym głosem. Przelotnie musnęła wargami policzek przyjaciółki i zbiegła po schodach.
Cóż pozostało Wiktorii jak zmienić plany na wieczór. Zamykając drzwi szepnęła do siebie z szerokim uśmiechem na twarzy „Żegnaj Lenistwo wieczorne z popcornem w misce i jakimś filmie w TV albo w Internecie. Witaj szalony wieczorze z Izis i jej znajomymi”
***

 Stojąc przed otwartą szafą po raz setny lustrowała w wyobraźni komplety strojów, jakie układała w swej wyobraźni. Nie słyszała nawet, kiedy do mieszkania weszła Kinga, a teraz stała w futrynie obierają się o nią i przyglądała się osobie zaszytej w mahoniowej szafie.
- Wiki, co ty się na mega randkę wybierasz czy co, że romansujesz już tyle czasu z tą szafą?
- O Kinga! Hej!
Ruda zaśmiała się na wczesną orientację przyjaciółki. Rzuciła się na jej łóżko i lustrowała wzrokiem zawartość szafy.
- Co powiesz na tą spódniczkę i tą bluzkę? – zapytała Wiktoria wyciągając jeans’ową mini a do tego czarną bluzkę bez ramiączek ozdobioną srebrnymi wzorkami. – Dodam do tego jeszcze ten łańcuszek, który od ciebie dostałam na zeszłoroczną gwiazdkę no i te czarne z diamencikami paseczki na obcasie.
- Fiu, Fiu! To Kto ci tak zakręcił w głowie, że wybierasz ten komplet?
- Iza – odpowiedziała jednym słowem, co spotkało się z szerokim zdziwieniem przyjaciółki, która nie wiedząc nic o ich dzisiejszym gościu miała różne skłębione myśli w głowie. Dziewczyna widząc jej reakcję odpowiedziała ze śmiechem – Nie pamiętasz jej? Iss to moja przyjaciółka z dawnych czasów. Ma coś do załatwienia w Warszawie więc była mnie odwiedzić i wyciągnęła mnie na pizzę w Allegro a potem na małą potańcówkę do Oxyn’a. Mają być też jacyś jej znajomi, więc muszę jakoś wyglądać.
- Coś jednak czuję, że jakiś pan się za tym kryje – drążyła dalej rudowłosa bawiąc się pluszakiem leżącym jak dotąd pod kołdrą.
- Nie, przecież wiesz, że póki co nie faceci mi w głowie. Pamiętasz jak trudno było mi się wybrać na spotkanie z Sebastianem? To teraz dla jakiegoś przystojniaka miałabym się stroić?
- Czyli Jednak!

Nie widząc sensu w tej sprzeczce zabrała tylko stój, czystą bieliznę z szafki obok i zniknęła bez słowa w łazience, gdzie włączywszy playlistę z telefony zniknęła na dość długi czas. Leżąc w wannie i bawiąc się pianą rozmyślała o dzisiejszym wieczorze. Owszem cieszyła się na ponowne spotkanie z Izą, ale jednak blokada w jej umyśle spowodowana męskim towarzystwem włączyła się i alarmowała. Niby przecież miała nie jednego kolegę płci przeciwnej, ale znała ich dobrze i wiedziała, że to TYLKO koledzy. W stosunkach do obcych lub nie do końca jeszcze znanych panów od rozstania z byłym ukochanym stała się bardzo nieufna i można by nawet rzec, że stroniła od nich. Zdarzały się momenty, kiedy widząc Kingę z jej chłopakiem napawała ją zazdrość i żal do samej siebie, ale żaden z jej kolegów nie zawrócił jej w głowie do tego stopnia, by pozwolić mu zbliżyć się do siebie. Ignorowała zaczepki i niewinne flirty, z którymi na początku większości znajomości słyszała a płeć przecina z czasem traciła nadzieje i wyszukiwało sobie inny obiekt zainteresowania a z brązowowłosą pozostawali na stopie koleżeńskiej.

Ubrana i niemal już gotowa popijała Coca-Colę, opowiadała Kindze o dzisiejszym dniu z cierpliwością znosząc maltretowanie swojej głowy przez dłonie przyjaciółki. Co jak co, ale w dziecinie fryzjerstwa przed jakimkolwiek wyjściem polegała na swoim rudzielcu. Sama nie umiała ich ogarnąć, dlatego też charakterystyczne dla niej były włosy rozpuszczone albo związane w „Koński Ogon”. Do dzisiejszego stroju postanowiła jednak odmienić swój wygląd i poddać się tym „torturom”.

 ***

- Wiki! Jak się cieszę, że przyszłaś – Iza powitała przyjaciółkę wieszając się na jej szyji. Z szerokim uśmiechem na twarzy nie dała dojść do słowa nowo przybyłej towarzyszce, tylko świergocząc jak bardzo ją raduje ponowne spotkanie, obawy, że jednak się nie pojawi i takie tam. W końcu podchodząc do stolika przedstawiła brązowowłosą tradycyjnie jako Wiktorię Vic Marecką.
- Wiktoria Garber – poprawiła dawne nazwisko na obecne witając się kolejno z Eweliną, Mają, Norbertem, Harrym, Lissą i Jolką.
- A gdzie Bartuś? – zapytała Iza Norberta, na co ten odpowiedział, że pojawi się dopiero w Oxyn’ie. – Wiesz Wikuś, To właśnie o Bartku ci mówiłam. Musisz go poznać.
Szarooka zaśmiała się na uwagę, jaką wyszeptała jej przyjaciółka. Wdając się w dyskusje na różne tematy, kiedy tylko był poruszana była siatkarska ona milkła mając ochotę ulotnić się na drugi koniec świata. W oczach nie raz zaszkliły jej się łzy, ale co zdziwiło ją nie wypłynęła ani jedna słona kropla. Jednocześnie każdorazowa zmiana torów dyskusji spotykała się z jej szczerą aprobatą.
- Wiktoria, dlaczego uciekłaś z Volley’a? – zapytał Norbert, który najczęściej poruszał temat tabu dla szarookiej. – Kojarzę twoje poczynania na boisku i nie spodziewałbym się tego po tobie.
- Wiesz co Norbert, możesz się wreszcie zamknąć i nie mówić nic o mojej przeszłości? – zapytała wyraźnie już zirytowana wścibstwem towarzysza, starając się wypowiedzieć to zdanie jak najgrzeczniej, jednak nie wyszło jej to najlepiej. – To naprawdę nie jest twoja sprawa i niech cię o to głowa nie boli co się działo – warknęła. Reszta towarzystwa była wyraźnie zadziwiona tym jak zareagowała na, ich zdaniem, zwykłe i kulturalne pytanie. Jedynie czarnowłosa wtajemniczona w przeszłość rozumiała doskonale to co miało miejsce, więc odezwała się niby przypadkiem spoglądając na zegarek:
- To co misiaki, ruszamy tyłki i jedziemy do Oxyn’a? Bartek pewnie już na nas tam czeka
Jednogłośna odpowiedź twierdząca była niczym zbawienie dla przyjaciółek. Razem przeszły przez to trzy lata temu i razem trwały teraz.

Światła klubu migotały wesoło w rytm muzyki, do której w rogu lokalu zabawiała się jeszcze nie kompletna ośmioosobowa grupa znajomych. Nikomu nie przeszkadzała nieobecność jednej osoby, a Wiktoria zdołała już zapomnieć iż Iza w swoich dzisiejszych planach miała zabawę w swatkę.
- Ja znikam na chwilę do baru. Chcecie coś? – wykrzyczała, jednak nikt jej nie odpowiedział pozytywnie. Więc oddaliła się samotnie przebijają się przez tłum obcych twarzy. Niespodziewanie w tym nieznanym oceanie ludzkości jej wzrok napotkał coś a raczej kogoś, kto nie był jej obcy. Krótkie blond włosy, niebieskie oczy, łagodne rysy twarzy, lekki uśmiech i rzucający się na odległość specyficzny wysoki wzrost odznaczały siatkarza od reszty. Skiną głową na powitanie wyraźnie się spiesząc gdzieś. Może uciekał by fanki go nie zauważyły? Dziewczyna pokręciła tylko głową brnąc dalej ku swojemu celowi.
Zasiadając na barowym krześle zamówiła sobie dwa Malibu. Barman podając jej trunki usiłował zauroczyć ją lekkim flirtem, jednak ona jak zwykle niby ulegając na początku wylała mu przysłowiowy kubeł zimnej wody odchodząc bez zbędnych słów po opróżnieniu jednego naczynia z białego płynu. Z drugim Malibu wróciła do stolika. Zbliżając się do znajomych zaniemówiła widząc jak jej przyjaciółka wije się przed jasnowłosym tak na oko dwu metrowym kolosem.
- Wiki! Jesteś już! To mój dobry znajomy…
- Bartek – dokończyła zamiast przyjaciółki imieniem blondyna, na co on ze zdziwieniem spoglądał to na kobiecą twarz otuloną czarnymi włosami, to na ozdobioną włosami koloru brąz.
- To w się znacie? – zapytała cała trójka niemal jednocześnie lustrując się nawzajem zdziwionym wzrokiem.
- Powiedzmy – odpowiedziała szarooka oddalając się w kierunku stolika, który zajmowała ekipa.
Nikt w Oxyn’ie nie drążył siatkarskich tematów. Tam liczyła się tylko dobra zabawa w doborowym towarzystwie. Jednak sielska atmosfera nie mogła trwać wiecznie.

- Ja już się muszę zbierać, bo mi pociąg ucieknie – stwierdziła w pewnym momencie psując zabawę przyjaciołom czarnowłosa. – Bartuś, kochany ty mój… - zaczęła knując jak załatwić sobie dojazd na dworzec centralny.
- Tak, tak. Izis, ty jesteś tylko taka miła, kiedy coś chcesz. Niech zgadnę, mam cię zawieźć?
- Oj przesadzasz, przesadzasz. Ale jak tak bardzo chcesz to nie odmówię podwózki.
- Skąd ja to wiedziałem, że mnie wykorzystasz?
- No bo ciut, ciut mnie znasz, kochany. To jak będzie?
- No zawiozę cię. I tak niebawem miałem się zbierać do domu. – odpowiedział Bartek, jednak nie wstawał jeszcze z miejsca, które zajmował. Iza również nie kwapiła się ruszać z wygodnej kanapy. Wiktoria za to zaczęła się bez słowa zbierać. Dopiła któreś już dzisiejszego wieczora Malibu i sięgnęła po swoją torebkę.
- A ty panna to dokąd? – zapytał Norbert.
A co miała odpowiedzieć? „Jesteście spoko, ale skoro Iza się zbiera to i ja też?” Czy może „Pojawiłam się tu dla Izki więc ulatniam się wtedy kiedy ona, a wy jesteście spoko, ale co z tego?” Przygryzła lekko dolną wargę oblizując ją końcówką języka przez chwilkę wymyślając wymówkę. Ostatnimi czasy coraz częściej kłamała i oszukiwała. I ku jej zdziwieniu kłamstwa te i machloje nie wychodziły na jaw, uchodząc jej na sucho. Tym razem również tak było. Nikt nie doszukiwał się nieścisłości w tym że niby przypadkiem zorientowała się która godzina i że niby przypadkiem przypomniała sobie iż była umówiona z współlokatorką na godzinę powrotu, bo tamta miała klucze Wiki od mieszkania. Pożegnała się i opuściła lokal.

Ucieczka. Tak, to znów zrobiła. Uciekła. Kilka dni temu ulotniła się Sebastianowi i Bartkowi w Nux’ie a dziś zwiała znów przed Bartkiem i znajomymi Izy. Stała przed klubem czekając na taksówkę, kiedy to zza drzwi, którymi przed kilkoma minutami ona wychodziła, wyłoniła się dobrze znana jej dwójka. Zagadani wydawali się nie zwrócić na nią uwagi. Już miała odetchnąć z ulgą, że pozostała niezauważoną, kiedy to jej przyjaciółka zawołała na nią. Nie mając innego wyjścia podeszła do nich udając, że nie widziała jak wychodzili. Na propozycję z ust czarnowłosej dotyczącej, aby pojechała z nimi na PKP a potem Bartek miałby ją podrzucić do domu nie chciała się zgodzić. Ale Bartek musiał wtrącić swoje trzy grosze, że nie ma nic przeciwko, pogrążył zaprzeczenia, jakie wypływały z jej ust. Iza nie dawała jej spokoju dopóki nie wsiadły razem na tylnie siedzenia do czarnej Hondy o lekko sportowym typie.
Przez prawie całą drogę dziewczyny wygłupiały się śpiewając piosenki lecące w radiu, czasem kierowca również się dołączał, a wówczas one dając mu pełne pole do popisu chwilowo milkły następnie wybuchając śmiechem. Alkohol buszował w głowie brunetki ale potrafiła wciąż myśleć logicznie i twardo stąpać pod ziemi. Była też w stanie zorientować się że osoba zasiadająca za kierownicą niejednokrotnie obserwowała je a raczej czuła że ten wzrok miał być skierowany głównie w jej kierunku. Żałowała. Żałowała swojej uległości wobec Izis. Znaczy się doceniała dodatkowe chwile z przyjaciółką u boku, ale wiedziała że ona niebawem ich opuści i skarze na swoje wzajemne towarzystwo.
- Do zobaczenia kochana – żegnały się nie chcąc uwierzyć, że zaraz rozstaną się na nie wiadomo jaki szmat czasu. Obie również wiedziały, że będą za sobą bardzo tęsknić, ale cóż. Wiki do Wrocławia nie wróci, a Iza nie dość że studiowała to jeszcze pracowała w tamtejszym siatkarskim klubie. Niestety ubiegłoroczna kontuzja stawu skokowego przekreśliła jej karierę sportową, ale klub nie pozwolił jej odejść z tego świata.

W końcu rozległ się gwizd kolejarza, dało się dostrzec sygnał świetlny aż wreszcie pociąg ruszył z początku mozolnie kręcąc koło za kołem. Dość szybko zniknął dwóm parom oczu, które spojrzawszy po sobie uciekły na boki. Głównie szarawe tęczówki unikały kontaktu, a niebieskie zaś przepełnione pytaniami i ciekawością nie jednokrotnie wpatrywały się w towarzyszkę.
- Bartek, skąd się znacie z Iską? – zapytała Wiktoria kiedy siedzieli już w samochodzie. Jej ciekawość wzięła nad nią górę i musiała mu zadać to pytanie przełamując ścianę milczenia jaka ich oddzielała. Przygryzając dość spory kawałek dolnej wargi i wygładzając go językiem spoglądała na niego kątem oka.
- Moja siostra przeniosła się do Wrocławia – wzruszył ramionami – Moja Greta jest drugą trenerką żeńskiej kadry Volley Wrocław. A ty? Skąd znasz Izkę– zadał pytanie nie będąc jej dłużny z informacjami. Po chwili zastanowienia stwierdziła, że informacje ograniczy do minimum i że może da jej spokój. Nie była gotowa by się przed kimś obcym otworzyć a już na pewno nie przed blisko dwu metrowym facetem, którego pasja jest dla niej przekleństwem.
- Pochodzę z Wrocławia. – odpowiedziała krótko, choć kiedy on wymówił dwa magiczne słowa „Volley Wrocław” wyraz jej twarzy nieznacznie się zmienił, w sercu poczuła lekkie ukłucie a w kącikach oczu zdawało jej się że pojawiają się łzy. Od teraz unikała całkowicie jego spojrzenia opierając niby ze zmęczenia głowę o szybę w drzwiach pasażera.
- Ooo. To byłyście sąsiadkami? Czy może wspólna szkoła? – drążył dalej temat ich znajomości, nie wyczuwając i nie widząc oczami wyobraźni Wiktorii powiązanej z siatkówką, nie kojarząc ich z tym klubem sportowym.
- Dzieliła nas mniej więcej połowa Wrocławia, ale nie przeszkadzało to naszej przyjaźni – udzieliła wymijającej odpowiedzi a na jej usta wkradł się delikatny uśmiech. Kąciki ust jej towarzysza również nieznacznie się uniosły.
- To wasz Wrocław a mnie i te dwie moje mendy dzieli kilkanaście miast – skwitował śmiejąc się pod nosem. Wywołało to także melodyjne rozbawienie brunetki.

Zajeżdżając pod blok dziewczyny odważyła się spojrzeć w twarz Bartka. Z lekkim, ale całkowicie szczerym uśmiechem badała wzrokiem strukturę dość wysokiego czoła, uroczych delikatnych zmarszczkach skóry spowodowanych uśmiechem soczystych ust, oczy pałające ciepłem z błękitu, mimo jego lodowatego odcieniu…
- To co? Do zobaczenia? – ciszę jaka między nimi pasowała przerwał jego łagodny męski głos
- Tak, Do zobaczenia – poklepała go po ramieniu kiedy oprzytomniała co wyprawia. Chyba wypiła o jedno albo o dwa Malibu za dużo. Ale tak łatwo opróżniała kolejne szklane naczynia z białej cieczy. Zanim zamknęła za sobą drzwi od samochodu oparła się jeszcze na chwilę o dach – Dzięki za podwózkę. Dobranoc Bartek – pożegnała się i nie czekając na odpowiedź zamknęła samochód i zniknęła w klatce schodowej.

Przed snem, siedząc na fotelu w szarej koszuli nocnej z niebieskim misiem na środku, wyciągała wszystko z wyjściowej torebki by zaraz sterta kobiecych różności wylądowała w torbie codziennej. Rzucając tą którą miała w rękach w stronę otwartej szafki zauważyła niedużą białą karteczkę. Niechętnie wstała z wygodnego fotela myśląc, że to jakiś stary paragon albo coś w tym stylu. Jakież to było zdziwienie kiedy odczytała numer telefonu z podpisem Bartek. Uśmiech zagościł na jej ustach a w głowie zaczęły kłębić się myśli: kiedy włożył jej swój numer? Po co to zrobił? Jak to zrobił? Czy powinna się odezwać? A może to tylko żart? Gubiła się w nich. Pluła sobie w brodę za swoje zachowanie w samochodzie. Ile czasu się w niego wpatrywała? To było kilka ułamków sekundy? Kilka sekund? A może dłużej? Ale z drugiej strony przecież nic złego nie zrobiła. Chociaż przełamała barierę jaką tyle czasu tworzyła a tu? Bariera wyginała się jak miedziany drucik, zostając w wygiętej pozycji.
Nie wiedziała nawet kiedy leżąc na łóżku podczas rozmyślań odpłynęła w sen stale trzymając karteczkę w lewej dłoni a telefon w prawej, ponieważ jeszcze kilka chwil temu zastanawiała się czy wpisać sobie jego numer do książki telefonicznej.


~*~*~


Tak, tak. Końcówka spierniczona i to totalnie. Może… Za dużo pomysłów a za słaba wena podczas pisania? Nie wiem. Nie wiem.
No trudno. Dalej może będzie lepiej.
Pomysły są ale gorzej z czasem na ich realizację.
Jednak dnia 16.01.2013r Rozdział IV stanę na głowie, na rzęsach, na rękach, palcach, nogach i uszach aby się pojawił. W końcu nie tylko ja chcę świętować moje jedyne w swoim rodzaju urodziny, co nie? :)

Mam do was prośbę. Nic strasznego, nie bójcie się. Wiem, że moje pomysły nie jednokrotnie przysparzają o różne reakcje, ale ciii. Takie pomysły zostawiam na różne okazje :P
A dziś proszę tylko o komentarze od każdej osoby, która przeczyta.
Nie wymagam kilku stronnicowego reportażu, ale waszej opinii aby w nowym roku nie popełniać starych błędów.
Piszcie śmiało, co się wam podoba, a co nie. Co byście zmienili a co zostawili.


Pozdrawiam!

Zatłoczona nauką i zaległościami…
Karen :*

PS. Rozdział dla obu moich Izek, a i dla kochanej Caroline. Zawsze mogę na tobie polegać dziołcha :*
PS2. Nie znam w ogóle piosenki z której pochodzi cytat w tytule :P Poszukiwania mniej więcej czegoś o co mi chodziło zakończyły się właśnie tym cytatem. Na piosenkę dziś w ogóle nie zwracajcie uwagi :)